
Czasem wiośnie trzeba wyjść na przeciw. Nie czekać aż sama zapuka do naszego serca, wygoni zimową szaroburość i rozgości się na dobre.
Czasem trzeba pójść na spacer i poszukać jej, pozaglądać w zakamarki rozmokłej ziemi, spotkać kawałek nieba w kałuży, gdy idziesz z opuszczoną głową. Dostrzec złote promienie słońca w zasuszonych liściach....
Wiosna trochę sama się do nas wprasza, spada na nas w kropli deszczu z drzewa, zagląda w błysku słońca, w pąkach rozkwitających drzew, które zaczepiają nas po drodze... Tylko czy Ty ją widzisz? Czy mkniesz i nie zważasz na te krople, pąki i błyski? Wdychasz pełną piersią cudowne orzeźwiające powietrze?
Wiośnie niewiele trzeba, by poczuć ją w sercu. Wstać wcześniej i wypić kawę na balkonie, gdy powietrze takie rześkie, pójść piechotą i poszukać przebiśniegów, porozglądać się, zebrać krople deszczu z gałązek i wmasować w przesuszone zimą dłonie. Poczuć ją tak fizycznie, doświadczyć...
I kiedy tak naostrzysz piłę, nagle foch córki przyjmujesz z uśmiechem, z zachwytem wpatrujesz się w odbycie swojego syna, który wszedł butami w kałużę. I nawet zwykła opona w słońcu wygląda jakoś tak fajnie, niezwyczajnie. Nagle dostrzegasz świat uporządkowany po zimie i chcesz trochę tego porządku pożyczyć, zagarnąć i pofrunąć lekko jak ptak, popatrzeć na wszystko już inaczej, świeżo...










0 komentarze:
Prześlij komentarz